Światła. Mnóstwo neonowych
świateł. Pisk i wrzask. Ścisk i duchota. I Ty, poza tym całym chaosem. Jakbyś
była w zupełnie innym miejscu, innym czasie, innym świecie. Jesteś tu a
jednocześnie Cię nie ma… Widzisz tylko Jego. Jego oczy, Jego uśmiech, Jego każdy
ruch. Mimo że przyszłaś tu dla Nich wszystkich. Nie potrafisz przestać skupiać
swojej uwagi tylko na Nim. To szaleństwo. Wydzierające się z Twojego wnętrza. Oddzielające
Cię, niewidzialną kopułą od całej reszty tego, co Cię otacza.
Nie krzyczysz, nie skaczesz. Nie
współgrasz z tłumem. Stałaś się oddzielną jednostką. O tym, że żyjesz świadczy tylko Twój
oddech. Niemal spazmatyczny. I bicie serca. Mocne bicie serca, które, masz
wrażenie, jest tak głośnie, że przebija się przez muzykę oraz cały panujący dookoła
chaos. Trzeźwe myślenie już dawno Cię opuściło. Twój umysł stał się pusty,
czysty. Jakby ktoś wymazał jego powierzchnię specjalną gumką. Jakby wcisnął:
delete.
Wewnętrzny spokój, który
odczuwasz łączy się ze wzburzonym morzem nieokreślonych emocji. Jesteś jak
bomba zegarowa, która w każdej chwili może wybuchnąć lub ognisko, które w
każdej chwili może wygasnąć. Jesteś paradoksem. I masz tego świadomość. Wiesz,
że jesteś wyjątkiem. O ile dotychczas mogłaś sobie to jedynie złudnie wmawiać,
za chwilę dostaniesz tego największy dowód.
Stoisz ściśnięta między ludźmi,
których spotkałaś dziś po raz pierwszy w życiu, i którzy od razu stali Ci się
bliżsi. Mimo to nie dzielisz się z nimi swoimi emocjami. Bo jedyne co Cię
interesuje to utrzymanie się w pionie. Pozostanie na swojej pozycji. Kurczowe
oplatanie dłońmi metalowej barierki, która stała się dziś Twoją najbliższą
przyjaciółką. Nigdy nie tuliłaś się tak bardzo do żadnej żywej istoty. Dzięki
temu możesz być bliżej Niego. Możesz widzieć Go prawie, że idealnie. A co
najważniejsze… On może dostrzec Ciebie.
Mało prawdopodobne?
Jedno zerknięcie Jego
czekoladowych tęczówek.
Twoje serce zamiera na tę
sekundę.
On odwraca wzrok.
Bije jak szalone.
Nie przestajesz patrzeć. Chłoniesz
Go całego. Twoja twarz nawet na moment nie zmienia swojego wyrazu. Jesteś
najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Uśmiechasz się delikatnie i wciąż wpatrujesz
się w Niego, jakby ktoś Cię zaczarował. Nie czujesz, że ludzie na Ciebie
napierają. Nie czujesz, jak ktoś przypadkiem wbija Ci łokieć w żebro. Nie
czujesz niczego fizycznego, poza swoimi wewnętrznymi uczuciami.
Uchwyciłaś na sekundę Jego
spojrzenie. Myślisz, że to dar od losu?
On spogląda na Ciebie po raz
kolejny. Całkowicie przypadkiem.
Tym razem jednak Cię zauważa. W
Jego oczach pojawia się błysk, a twarz ozdabia charakterystyczny szelmowski
uśmiech. Kochasz to. I nie możesz uwierzyć, że udało Ci się uchwycić Jego uwagę
na ten jeden moment. Zapewne nie Tobie jedynej się to udało tego dnia. Ale to
bez znaczenia. Jest o niebo lepiej niż sobie to wyobrażałaś. Twoje marzenia
spełniają się ze zdwojoną siłą. I jesteś pewna, że nic tego już nie powstrzyma.
Być może naprawdę jesteś wyjątkowa.
To tylko skłania Cię do
mocniejszego ścisku barierki. Do głębszych oddechów, by nie omdleć. Jesteś tu
dla Niego. Jesteś tu dla siebie. Najpiękniejszy dzień Twojego życia. Nie
chcesz, żeby się kiedykolwiek skończył.
Nie tym razem.
Znowu to zrobił a brąz Jego oczu
rozlał się w Tobie. To była Twoja trzecia szansa, której nie zamierzałaś
zmarnować. Złapałaś z Nim kontakt wzrokowy. Wystarczyła chwila. Mógł uznać Cię
za niezrównoważoną psychicznie. W końcu stałaś przyklejona do metalowego
ogrodzenia i jedyne co robiłaś, to wgapiałaś się w jego postać, jak gdyby był
samym Bogiem.
Dla Ciebie nim był.
Tym razem Jego spojrzenie było
utkwione w Twoim na znacznie dłużej. A uśmiech został zastąpiony całkowicie
nowym, wcześniej nieznanym Ci wyrazem twarzy. Czułaś się, jakby było to coś
więcej. Dobrze, że miałaś pustkę w głowie i nic nie mogło Ci podpowiedzieć, jak
bardzo jest to głupie i naiwne. Mogłaś cieszyć się swoim złudnym marzeniem,
które wydawało się właśnie urzeczywistniać. Czy to nie cudowne..?
Ile razy, w normalnej sytuacji,
już byś się speszyła i spuściła wzrok? Odwróciła głowę? Schowała się? Odeszła… na
szczęcie to nie była normalna sytuacja. To był jedyny taki dzień w Twoim życiu.
Jedyny. I być może ostatni. Mogłaś uwolnić się od wszelkich negatywnych uczuć,
które zazwyczaj Cię blokowały.
Potrafiłaś na niego patrzeć i nie
rumienić się.
Mimo że miał piękne oczy, w które
mogłabyś wpatrywać się godzinami, zsuwałaś swoje spojrzenie również na inne
partie Jego ciała. Rytmicznie poruszająca się, idealnie wyrzeźbiona klatka
piersiowa. Ramiona, ręce. Zwinne palce na strunach gitary. Później znowu jego
twarz. Usta, nos, oczy…
Nieświadomie zagryzałaś wargi,
mrużyłaś zamglone oczy. Zapewne, gdybyś była świadoma swojego stanu, właśnie
paliłabyś się ze wstydu. Bo On wciąż Cię obserwował. I nawet, gdy jego oczy
kierowały się w inną część sali, w końcu wracał znowu do Ciebie.
I tak do samego końca. Do
ostatniej piosenki.
Czy Ty to w ogóle widziałaś?
Schodził z niej i odwracał się,
oglądał się za Tobą.
A Ty stałaś nieporuszona, cały
czas w tym samym miejscu i pozycji.
Z żalem czując, że to już…
koniec.
Nawet nie zauważyłaś kiedy zostałaś już niemal
sama. Po klubie kręciło się jeszcze parę osób, które będąc pochłonięte swoimi
obowiązkami, nie zwracało na Ciebie uwagi. Dzięki temu mogłaś dalej tulić się
do swojej barierki, choć tak naprawdę nie musiałaś już tego robić.
-
Isabele – Zamrugała powiekami wracając na ziemię, gdy ktoś dotknął jej ramienia
lekko nią potrząsając. – Co ty tu jeszcze robisz? Koncert się skończył. Teraz
jest M&G, ale będziemy potrzebować niedługo pomocy w ogarnięciu tego syfu –
usłyszała od znajomej dziewczyny, która była jednym z pracowników. Znały się,
ponieważ jej wujek był organizatorem całej imprezy. To dzięki niemu znalazła
się nie tylko w ekipie pracującej przy koncercie, ale i również wśród fanów
przed sceną. Trudno jednak było powrócić do szarości dnia codziennego… Miała
trochę wrażenie, jakby właśnie została wybudzona z przyjemnego snu i wcale jej
to nie odpowiadało.
Dopiero
teraz poczuła, jak ja wszystko boli. Ledwo mogła ruszyć rękoma i nogami, które
jej zdrętwiały. I gdyby nie koleżanka stojąca obok, prawdopodobnie padłaby na
podłogę jak długa.
-
Boże, dobrze się czujesz?
-
Tak. Tylko stałam tu przez ten cały czas i trudno było o jakikolwiek swobodny
ruch – mruknęła starając się już ogarnąć. W głowie wciąż miała obraz
Gitarzysty. Jego spojrzeń i uśmiechów. Na same wspomnienia o tym czuła teraz
dreszcze na całym ciele. – Porozciągam się trochę i będzie dobrze. Niedługo do
was dołączę – posłała jej niewyraźny uśmiech i powoli skierowała się na
korytarz, który prowadził do wielu pomieszczeń. Między innymi garderoby oraz
miejsca, gdzie miało odbyć się spotkanie z wybranymi fanami. To mogło wydawać
się dobijające, że miała zespół na wyciagnięcie ręki a nie mogła się z nimi
zobaczyć. Ona jednak się tym nie przejmowała. Wiedziała, że i tak już dostała
zbyt wiele. Już spełniły się jej marzenia. Mogła poczuć to wszystko, być tutaj.
Nawet udało jej się sprawić, by wymarzony mężczyzna zwrócił na nią swoja uwagę.
Choć na chwilę. A ta chwila była zdecydowanie dłuższa. Czy mogłoby być lepiej?
Była
szczęśliwa. Uśmiech automatycznie malował się na jej twarzy, gdy przemierzała
kolejne metry. Z kieszeni dżinsów wyciągnęła swoją plakietkę z danymi, by
zawiesić ją na szyi. Słyszała w oddali, dochodzące zza drzwi głosy
podekscytowanych dziewczyn. Nawet to sprawiało jej radość. Teraz one mają swoje
pięć minut.
Wyciągnęła
ręce ku górze i wygięła lekko plecy w łuk, rozciągając swoje zmęczone mięśnie.
Następnie przekręciła głowę raz na jeden bok, raz na drugi i pomasowała dłonią
obolały kark. Sama nie miała pojęcia, jak to wszystko przetrwała. Może być
pełna podziwu dla swojej własnej wytrwałości. Człowiek zdolny jest do wielu
poświęceń, to nie podlega wątpliwości… Musi tylko bardzo czegoś chcieć.
-
No proszę – Drgnęła zaskoczona słysząc niespodziewanie męski głos. Jak spod
ziemi wyrósł przed nią obiekt jej westchnień. A ona nie wiedziała już, czy aby
na pewno nie poniosła ją wyobraźnia. Zmęczenie, emocje… To mogło zmylić. Przetarłaby
oczy, gdyby nie to, że miała makijaż. Tymczasem stała jak wryta. I jedyne co
udało jej się uczynić, to zlustrować go od góry do dołu. By upewnić się, czy to
rzeczywiście jest on, a nie jakaś podróbka… Bo coś jej się nie zgadzało. A
mianowicie to, że nie powinien teraz tutaj być. Ale przecież był. Paczka
papierosów, którą trzymał w dłoni mogła sugerować tylko, że wyszedł zapalić. Akurat
teraz! O cudowna zbieżności losu… I co miało znaczyć to: No proszę? Czyżby ją
rozpoznał? Niemożliwe. Niemożliwe a totalnie szalone. – Chyba się zgubiłaś – uniósł
brew prawdopodobnie uważając ją jedynie za jedną z fanek. Po części nią była.
Nie była jednak tą, którą myślał, że właśnie była… - Niebywałe, że cię tu
spotkałem – dodał po chwili a ona poczuła, jak jego spojrzenie przeszywa ją na
wskroś. Spojrzał na nią dokładnie tak jak podczas koncertu. Spuściła głowę
przełykając ciężko ślinę i odruchowo schowała swoja plakietkę pod bluzkę. Nie
wiedział, że tu pracuje i jakoś nie czuła potrzeby by się dowiedział. Po co
miała psuć to wszystko takim szczegółem?
-
Chyba trochę tak – przyznała, gdy udało jej się już wydobyć z siebie głos i
ponownie unieść na niego swoje zielone spojrzenie. Ich oczy znowu spotkały się
tego wieczoru. Tym razem jednak nie była już tak pewna siebie i niewiele ją
ratowało od omdlenia.
-
Może powinienem ci pomóc – Jego głos ponownie rozbrzmiał po korytarzu, lecz był
tak subtelny, że z pewnością mógł dotrzeć tylko do niej. Nogi się pod nią
ugięły. I być może upadałaby właśnie na kolana, gdyby nie kilka osób, które
niespodziewanie pojawiło się w holu. Reakcja Muzyka na ich widok była dla niej
dość zaskakująca a nawet lekko oszałamiająca. Nie zdążyła się nawet odwrócić,
gdy objął ją mocno w pasie przekręcając ich w drugą stronę, a następnie
popychając do tyłu, w efekcie czego wylądowała pod ścianą w jakimś ciemnym
zaułku. Kompletnie zdezorientowana, zmieszana i zszokowana. A serce niemal
wyskoczyło jej z piersi, kiedy jego dwa palce zetknęły się z jej wargami
nakazując jej tym, by była cicho. Nawet nie pisnęła. Jedynie zaczęła szybciej
oddychać przez napływ adrenaliny a przede wszystkim przez jego bliskość. Przywierał
swoim torsem do jej piersi, była pewna, że czuł bicie jej serca.
-
Lepiej, by nikt mnie tu nie widział – szepnął, co miało chyba usprawiedliwić
jego zachowanie. Isabele skinęła tylko głową nawet nie zamierzając podważać
jego słów. Powoli już się uspokajała, jej wytrzeszczone oczy zaczęły nabierać
nieco naturalniejszego wyrazu. Gdy pracownicy przeszli już przez korytarz,
znikając za jednymi z dostępnych drzwi, obydwoje mogli się znacznie rozluźnić. O
ile to w ogóle było możliwe w przypadku dziewczyny. W jej sytuacji… O dziwo,
jakoś jej się to udało. Poza tym, ze jej serce wciąż biło jak oszalałe. Niemniej,
jego spojrzenie działało na nią ewidentnie kojąco. W końcu mogła je
odwzajemnić. Nie mogła uwierzyć, że widzi w jego oczach tyle uczuć. Niemal
takich samych, które sama w tym momencie, doskonale odczuwała. Które mógł
dostrzec w jej zielonych tęczówkach. – Jak masz na imię?
-
Izzy – wypaliła bez namysłu, nawet na moment nie odrywając od niego wzroku. – To
znaczy Isabele…
-
Izzy, też ładnie – uśmiechnął się lekko a ona cieszyła się, że mogła teraz
opierać się o tę ścianę, bo była pewna, że tym razem na pewno by padła. – Więc…
To musi wydawać ci się bardzo… dziwne.
-
Nie będę ukrywała, że to nie jest coś co spotyka mnie każdego dnia – odparła
starając się przy tym zabrzmieć na bardziej rozluźnioną niż zdenerwowaną, ale
sama do końca nie wiedziała, jak jej to wyszło. To zbyt chora sytuacja.
-
Widziałem cię dziś. I widziałem, jak na mnie patrzyłaś… - zaczął, co ją lekko
przeraziło. Bo jednak to zauważył. Bo faktycznie mógł uznać ją za wariatkę. Ale
gdyby tak zrobił… Czy stałby teraz przed nią? Czy patrzyłby na nią w ten
sposób? Czyli… To nie była tylko jej wyobraźnia..?
-
Jak? – zapytała, choć głos już jej drżał.
-
Jakby nikogo tam poza mną nie było – powiedział znacznie ciszej sam nie
wiedząc, jak lepiej mógłby ubrać to w słowa. Chyba nie dało się tego uczynić.
Nie można znaleźć słów, by opisać te wszystkie uczucia, które się w nim
kłębiły. Które się kłębiły w niej. Nie mówiąc już w ogóle o zrozumieniu. O tym
można zapomnieć.
Nie
odpowiedziała nic. Nie wiedziałaby nawet co. Z jednej strony było jej trochę
głupio, ale z drugiej nie żałowała tego nawet przez chwilę. Bo, gdyby wtedy
tego nie zrobiła, czy w ogóle by ją zapamiętał? Czy rozmawialiby teraz ze sobą?
Czy panowałaby między nimi ta magiczna atmosfera?
Wydawała
się teraz taka niewinna. W przeciwieństwie do tego, jak postrzegał ją podczas
koncertu. Wtedy była znacznie pewniejsza, silniejsza. Ani razu się nie
speszyła. Jej wzrok wyrażał pożądanie, jej uśmiech kusił. Oczy hipnotyzowały. To
wszystko przebijało się przez jej… zwyczajność.
Milczenie
między nimi było wystarczająco wymowne. Ich ciche oddechy splatały się ze sobą
drażniąc wzajemnie spierzchnięte usta obojga. I choć czuli, że chcieliby i
mogliby, tak wiele sobie teraz powiedzieć… Nie umieli zebrać tych wszystkich
słów. W dodatku gonił ich czas, którego właściwie już nie mieli. Ich
przeznaczeniem było skończyć to, czymkolwiek było, w tej chwili. Skończyć,
odłożyć na półkę dobrych wspomnień. Niezwykłych przeżyć.
-
Muszę wracać…
-
Ja też – wyznała zawiedziona. Nie wierzyła, że po tym co ją już spotkało, ma to
być koniec. Miała go na wyciagnięcie ręki, przed sobą… a za chwilę miał
zniknąć, na zawsze. Ale on czuł dokładnie to samo. I nie chciał na to pozwolić.
Choć tak naprawdę niewiele mógł zrobić. Był zobowiązany. Obydwoje byli. Ograniczeni
w swojej wolności.
-
Wiesz, że jutro już mnie tutaj nie będzie? – ponownie tego wieczoru usłyszała
jego szept. Przymknęła powieki rozkoszując się dźwiękiem jego głosu.
-
Mnie też.
Uśmiechnął
się. Miał ochotę dotknąć jej włosów, przejechać dłonią po rumianym policzku.
Skosztować słodkich ust… Nie mógł.
-
Więc jeśli obydwoje jutro znikniemy… I jeśli nie przeszkadza ci ta dziwna
sytuacja…
-
Tak – przerwała mu zgadzając się na coś, czego nawet nie zdążył jeszcze jej
przedstawić. Prawda była taka, że na ten moment nic nie miało już znaczenia.
Jutro było nieważne. Liczyło się to co działo się teraz. Liczył się on. Chciała
chłonąć całą sobą wszystko co miał jej do zaoferowania.
-
Wiesz, w którym hotelu się zatrzymaliśmy? – zapytał, na co od razu skinęła
twierdząco głową. Oczywiście, że wiedziała. Była ich fanką. Znała niemal każdy
szczegół dotyczący ich trasy. – Czekaj na mnie przed wejściem dla personelu.
Nie
zabrzmiało to, jak zaproszenie na wymarzoną, romantyczna randkę. Mogło wręcz
brzmieć niestosownie, zbyt pretensjonalnie, zbyt wymownie. Ale dla niej było
właśnie tym, co chciała usłyszeć. I między wierszami czytała tylko jedno, to jeszcze nie jest koniec Isabele.
Ostatnie
spojrzenie. Ostatni uśmiech. Odszedł… By uszczęśliwić inne dziewczyny swoją
obecnością. A ona stała jeszcze długo pod ścianą, parząc prosto przed siebie i
oddychając szybciej niż zwykle.
To jeszcze nie koniec, Isabele.
***
Na
drżących nogach, z mętlikiem w głowie, burzą uczuć, nie rozumiejąc samej
siebie… Przyszła. Zjawiła się w umówionym miejscu. Nieważne, że był prawie
środek nocy i przemarzła już prawie na kość. Nie miała też pojęcia, jak długo
będzie musiała na niego czekać. Nie umówili się na konkretną godzinę. Przyszła
tu całkowicie w ciemno. Mógłby ją nawet wystawić do wiatru. Liczyła się z każdą
możliwością, ale na pewno nie zamierzała się wycofać. Wiedziała, że już jutro
jej marzenie, w postaci Toma Kaulitza fizycznie zniknie z jej życia i
prawdopodobnie nigdy więcej go nie zobaczy. Mimo to, brnęła w tą zagmatwaną
sytuację. Chciała w nią brnąc.
- A ty co tu robisz? – Przestraszyła się, gdy z hotelu wyszedł jakiś mężczyzna
spoglądając na nią nieprzyjaźnie. Nie przewidziała tego.
-
Czekam na kogoś – odparła zgodnie z prawdą, choć zdawała sobie sprawę jak
dziwnie musiało to wyglądać. Był środek nocy, jacy normalni ludzie umawiają się
o tej porze na tyłach hotelu…
-
To teren hotelu. Jeśli nie jesteś pracownikiem, ani gościem nie powinno cię tu
być – rzekł surowo nie bardzo przejmując się jej skromnymi wyjaśnieniami. Dziewczyna
nie zamierzała jednak nigdzie odchodzić. Czekała na najwspanialszego faceta na
tej ziemi i zostanie tu, choćby próbowali odciągnąć ją wołami.
-
Spokojnie, ta pani jest moim gościem – Jak z nieba spadł jej w odpowiednim
momencie Gitarzysta. Znowu pojawił się znikąd. Za chwilę zacznie myśleć, że
może to wszystko naprawdę jest tylko wytworem jej szalonej wyobraźni. Żadne z
nich nie zdążyło zareagować, gdy Muzyk podszedł do dziewczyny i złapał ją za
rękę od razu prowadząc do środka.
Żwawo
przebrnęli przez prosty korytarz, wychodząc prosto na wielki hol przy recepcji.
Kobieta siedząca za ladą nie zwróciła nawet na nich uwagi. Isabele nie miała
nawet kiedy rozejrzeć się dookoła siebie, jak została wciągnięta do windy. Ktoś
tu wyraźnie dbał o to, by nie rzucać się zbytnio w oczy. Ale był przecież
środek nocy, kto niby miałby ich zauważyć? Jakie to w sumie miało znaczenie. Jakby
chciał, mógłby schować ją do walizki, i tak by jej to odpowiadało.
-
Cieszę się, że się nie rozmyśliłaś. Miałem obawy, że może nie przyjdziesz…
-
Nie jestem idiotką – skwitowała co wyszło nieco niekontrolowanie z jej ust.
Chyba nie powinna, aż tak dawać mu do zrozumienia, że jest w niego tak zapatrzona.
On i już ma chyba i bez tego wystarczająco wysoka samoocenę. – Po prostu… Nieważne.
Chciałam tu dziś być i jestem. Cała reszta jest bez znaczenia… - dodała
naprostowując swoją wypowiedź a winda zatrzymała się na piątym piętrze ukazując
przed nimi długi, bogato zdobiony korytarz. Gitarzysta uśmiechnął się do niej i
zaprosił gestem ręki do wyjścia, puszczając oczywiście przodem.
Dopiero
teraz chyba dotarło do niej co robi. Idzie z nim do jego pokoju. Tak po prostu.
Nikt nie musiał jej mówić, co będzie dalej. Pytanie tylko, czy faktycznie jest
w tym cokolwiek wyjątkowego… Może on jeszcze dziś odpowie jej na to pytanie.
Rozwieje wszystkie wątpliwości.
-
Pokój bez brata? – zagadnęła z lekkim uśmiechem, gdy zamknął już za nimi drzwi.
Doskonale pamiętała, że Bliźniacy są nierozłączni. Była ciekawa, czy Gitarzysta
specjalnie pozbył się Billa na tę noc.
- A liczyłaś na spotkanie z nim? – uniósł brwi przyglądając jej się z uwagą. – Och,
ja tak naprawdę byłem przykrywką? To o niego ci chodziło? – dodał zawiedziony,
lecz spojrzenie, którym go obdarzyła było jednoznaczne i od razu sprowadziło go
na ziemię. Coś ścisnęło go w żołądku. Co on właściwie wyprawia? Nie powinien
chyba się nad tym zastanawiać. Robił to
co chciał. Robił to co czuł. I niezwykłą ulgę przynosił mu fakt, że ona
chciała tego samego.
Objął
jej policzek swoja dłonią. Jej powieki opadły wraz z dotykiem, który poczuła na
swojej wrażliwej skórze. Choć nie patrzyła, czuła jak się do niej zbliża. Jego
oddech po chwili pieścił przyjemnie jej lekko rozchylone wargi. Stojąc tak
blisko niej, lustrował uważnie każdy skrawek jej twarzy chcąc zapamiętać
wszystkie, nawet te najdrobniejsze szczegóły. Znał ją zaledwie od kilku godzin,
a czuł, że łączy ich coś więcej. Jakaś specyficzna więź, której nie potrafił
zidentyfikować. Przyciągała go do niej z taką siłą, że nie miał pojęcia, co
zrobi kolejnego dnia, gdy jej już nie będzie. I zdawał sobie sprawę, jak bardzo
to jest niedorzeczne. To była jego fanka. Jego fanka…
-
Pocałujesz mnie wreszcie? – szepnęła, gdy jej serce już szalało w piersi z
ekscytacji oraz zniecierpliwienia. Uśmiechnął się delikatnie i przejechał
kciukiem po jej dolnej wardze, by następnie zbliżyć się znacznie i musnąć
subtelnie jej usta.
Świat się zatrzymał.
Pocałował Cię. Mężczyzna Twoich
marzeń, ofiarował Ci najczulszy i najpiękniejszy pocałunek w Twoim życiu. Rozpływasz
się w jego ramionach. Czujesz, jak nogi odmawiają Ci posłuszeństwa. I gdyby nie
jego silne, męskie ramię oplatające Cię w pasie, upadłabyś już dawno na
podłogę. Twój umysł został totalnie omamiony jego bliskością. Jego dotykiem,
zapachem. Wyłączyłaś myślenie. Jesteś tylko Ty, dla Niego. I tylko On dla
Ciebie.
Na tę jedną noc.
W
namiętnym pocałunku opadli na łóżko, wzajemnie badając dłońmi swoje ciała.
Dotykał jej skóry z czułością, nie chcąc być zbyt zachłannym. Ona zaś z wielkim
pożądaniem drażniła opuszkami swoich palców oraz paznokciami, jego tors, barki
i całe plecy. Pragnęła napawać się nim całym, zapamiętując każde uczucie, które
jej przy tym towarzyszyło. I choć nieświadomie, ofiarowywali sobie nawzajem,
dokładnie to czego w tym momencie najbardziej potrzebowali.
Patrzył
na nią, kiedy ona odważyła się bezwstydnie obserwować każdy jego ruch. Płynnie
i delikatnie wodził rozgrzanymi opuszkami palców po jej ciele, wzmagając każdy
bodziec, jaki tylko odczuwała. Nie potrzebowali słów, wskazówek i próśb. Izzy
wiedziała, że to tylko raz, że dostała już wystarczająco dużo, jak na ten
wieczór. Dostała o wiele więcej, niż dziewczyny które mogły uczestniczyć w Meet&Greet, więcej niż wszyscy
ludzie, którzy widzieli ich na żywo, a Gitarzysta spojrzał na którąkolwiek z
dziewczyn. Wierzyła, że tego wieczoru patrzył na nią tylko tak, jak nigdy
wcześniej na żadną inną.
Poruszona,
chwyciła jego twarz w swoje dłonie i pocałowała go namiętnie, nie zważając na
to, kim naprawdę był. Miała go teraz przy sobie i wiedziała, że musi się nim
nacieszyć jak najbardziej tylko się da.
Muzyk
sprawnie wsunął dłonie kolejno pod bluzkę i biustonosz dziewczyny, ściskając
palce na jej wyraźnie sterczących sutkach. Poddał się temu uczuciu pożądania,
które rozpalała w nim z każdą wspólnie spędzoną chwilą. Minął niezwykle szybki
moment i leżała przed nim bezwstydnie półnaga od bioder w górę. Uśmiechnęła się
perwersyjnie, siadając na zmiętej już pościeli wielkiego łóżka. Sprawnie
rozpięła spodnie Gitarzysty, wprawiając go tym samym w niemałe zdumienie.
Od
dawna nie spotkał tak odważnej dziewczyny, która bez słowa dobrałaby się do
jego rozporka z tak nieskrywaną radością. Jego męskość znacząco odznaczała się
pod materiałem dżinsowych spodni, które miał na sobie. Zręcznie oberwała go z
bielizny i pozostałych ubrań, włączając w to również skarpetki. Spojrzała na
niego z triumfalnym wyrazem twarzy. Odpowiedział jej szelmowskim uśmiechem, o
którego istnieniu już prawie zapomniał.
Nie
zamierzając być jej dłużnym w żadnej kwestii, chwycił ją mocno za biodra
jednym, sprawnym ruchem przyciągając w swoją stronę przez co jej drobne ciało
opadło na pościel, a on mógł bez większych problemów, pozbyć się z niej dolnych
części garderoby. Z pożądaniem lustrował wzrokiem jej nagie ciało podczas, gdy
ta leżała przed nim bez grama wstydu oczekując, że spełni tej nocy jej największe
pragnienia. A z pewnością wiedział, jak tego dokonać.
Pochylił
się nad nią muskając ustami jej rozgrzaną skórę na skroni, następnie wędrując
nimi po całej twarzy nie omijając warg, które pochwycił delikatnie swoimi zębami
doprowadzając ją tym do obłędu. Czułość i fascynacja w jej oczach, została całkowicie
przysłonięta przez podniecenie. Dostrzegał to i chciał sprawić, by trwało jak najdłużej.
Rozsuwając
lekko jej nogi, usadowił się między nimi dając jej tym nadzieję, że już za
moment poczuje go w sobie. Mężczyzna jednak nie mógł się oprzeć przed kolejnymi
pieszczotami. Pragnął dotykać jej skóry, całować ją, pochłaniać jej zapach. Czuł
się, jak w jakimś transie.
Jęknęła
głośno, gdy niespodziewanie przyssał się do jednej z jej piersi, niemiłosiernie
pieszcząc wilgotnymi wargami jej sutek. Językiem zataczał subtelne koła wokół
niego, by potem bezceremonialnie ssać go i przygryzać. Wolną ręką wciąż wodził
po jej ciele, co chwilę zahaczając o pośladek, który ściskał mocno, żeby zaraz po tym wsunąć dłoń między jej uda. Całkowicie przejął kontrolę nad jej ciałem.
Wiła się pod nim i jęczała nie będąc w stanie opanować ekstazy jaka nią władała,
jednocześnie potęgując tym jego pragnienie.
Instynktownie,
bez żadnego uprzedzenia wszedł w nią swoim członkiem, wprawiając ich ciała w
drżenie.
Oddali się sobie w całości. Żyjąc
tym, co działo się właśnie w tym momencie między nimi nie myśleli o niczym
innym. Chłonęli tą bliskość, której im obojgu tak brakowało. Zatracali się
wciąż i wciąż bez końca w lawinie dotyków, otarć, zadrapań i pocałunków tak,
jakby mieli ich nigdy nie mieć dość. Zapomnieli o swojej tożsamości, bożym
świecie i tym, że za drzwiami jest inne życie – nie to, które mieli teraz.
Zapomnieli o obowiązkach, planach czy rodzinie. Plątanina ciał, jaką stworzyli
przekraczała wszelkie bariery. Pot spływający ze skroni Gitarzysty mieszał się
z tym, który zrosił piersi Isabeli. Tak, miała piękne piersi, mógł to przyznać
bez chwili wahania.
Kiedy ostatni krzyk wydobyty z
ust Isabeli ucichł już na dobre, a oddech Muzyka unormował się po dłuższej
chwili, odwrócił się w stronę okrytej białą pościelą dziewczyny przypatrując
się jej zmęczonej, choć nadal wyrażającej wiele emocji, twarzy.
- Na co tak patrzysz? – uniosła
zadziornie brwi, zmrużyła oczy i jej nos zmarszczył się lekko. Wydęła usta a jej
policzki uwydatniły się nieco. Gitarzysta zaśmiał się w głos.
- Twoje oczy, są naprawdę śliczne
– przyznał szczerze, a na twarz Izzy wbiegł lekki grymas zdziwienia. To był raczej
typowy komplement, którego z pewnością nie spodziewała się usłyszeć od niego. Z
jego ust i tak zabrzmiał nadzwyczajnie i miał w sobie mnóstwo głębi. –
Patrzyłaś na mnie dziś inaczej... Te wszystkie spojrzenia są takie chaotyczne,
rozbiegane… Twoje było skupione. Wiedziałaś czego chcesz, po co tam jesteś… -
dodał będąc zapatrzony w nią, jak w święty obraz. W jego oczach mogła dostrzec
fascynację. Może nawet lekko niezdrową. Sama ją odczuwała, wciąż nie mogąc
uwierzyć, w to co się między nimi wydarzyło. W to co działo się nadal.
- To dlatego teraz jestem tutaj?
- Nie, nie dlatego – zaprzeczył
łagodnie. – Na to akurat miało wpływ to co sam czułem, gdy cię wtedy widziałem.
- Co czułeś..? – zapytała cicho a
jej głos zabrzmiał nieco zbyt piskliwie. Czuła jak jej serce wali w piersi, gdy
wciąż patrzyli na siebie w ten specyficzny sposób. Nie liczyła, że nagle wyzna
jej wielką miłość… ale samo to, że czuł cokolwiek. Że tym wszystkim nie kierowało
wyłącznie czyste szaleństwo i pożądanie… Rozczulało ją to, dając jakąś złudną nadzieję.
- Myślisz, że teraz wyjawię ci
wszystkie swoje uczucia? – uśmiechnął się tajemniczo, opadając głowa na miękką
poduszkę tuż obok niej. Nadal był tak
blisko. Na wyciagnięcie ręki. Widziała dokładnie jego twarz, czuła zapach. – I
tak już jestem wystarczająco szalony w twoich oczach…
- Nie bardziej niż ja… Jakby nie
patrzeć, to ja przyszłam z właściwie obcym facetem do jego pokoju w hotelu, w
środku nocy… - stwierdziła, również odrywając na chwilę od niego swój zagubiony
wzrok. To był moment, w którym powracała rzeczywistość a wraz z nią wątpliwości
i pytania. Te, których żadne z nich nigdy nie odważy się wypowiedzieć na głos.
- Z mojej perspektywy wygląda to
podobnie. Przyprowadziłem właściwie obcą dziewczynę do swojego pokoju w hotelu,
w środku nocy.
- No tak… Tylko dlaczego ktoś
taki wybrał akurat taką dziewczynę jak ja? – Spojrzała na niego ponownie a
swoim pytaniem, nieświadomie, zmusiła go by odwrócił się w jej kierunku. Podniósł
się lekko, opierając się na łokciu i wbił w nią swój przeszywający wzrok.
Paraliżujący dreszcz podniecenia przeszedł jej ciało. Znowu.
- Dlaczego taka dziewczyna
wybrała kogoś takiego jak ja? – odpowiedział jej tym samym a ona powoli
zaczynała rozumieć cały sens, który próbował jej przekazać.
- Ty jesteś marzeniem wielu
kobiet…
- Chciałbym być czasem dla kogoś
rzeczywistością.
- Chciałabym byś mógł być nią dla
mnie…
- W tym momencie jestem – szepnął
z trudem wydobywając z siebie głos.
Obydwoje wiedzieli, że cała magia
zniknie wraz ze wschodem słońca. Obydwoje mieli świadomość, że pozostaną dla
siebie jedynie wspomnieniem. On dla niej, wciąż tak bardzo złudnym i
nierealnym, że choć czuła tej nocy najsilniejsze emocje w swoim całym życiu,
będzie wątpiła, czy to było prawdą. Ona dla niego, wciąż tak bardzo zakazana i
nieodpowiednia, że choć czuł się tej nocy najbardziej rzeczywisty w swoim całym
życiu, będzie próbował zapomnieć, że to była prawda.
- Nie będziesz spała? – Jego głos
na nowo przerwał panującą między nimi od kilkunastu minut ciszę. Leżeli w
milczeniu, przypatrując się jedynie sobie nawzajem. Gitarzysta zauważył, że
jego towarzyszka nie kwapi się do snu. Sam zaś czuł, że w każdej chwili może
odpłynąć. Nie chciał, lecz jednocześnie nie miał na to żadnego wpływu. Zmęczenie
po koncertach, spotkaniach z fanami i dodatkowymi emocjami, które sobie zafundował
tej nocy, dawało o sobie znać.
- Chcę zatrzymać cię jak
najdłużej – wyznała cicho patrząc na niego swoimi błyszczącymi od wzruszenia
oczami. Ledwo utrzymywała uniesione powieki. Podobnie jak on walczyła ze
zmęczeniem za wszelka cenę, by tylko móc cieszyć się czasem, w którym mężczyzna
z jej marzeń, w rzeczywistości należał tylko do niej. Bo obydwoje mieli go dla
siebie zbyt mało. Tak wiele chcieliby jeszcze sobie powiedzieć, o tak wiele zapytać.
- Chciałbym ci potowarzyszyć, ale
chyba nie dam już rady…
- Śpij, jesteś zmęczony. Rano
musisz wstać…
- Przykro mi, że to się musi dla
ciebie tak skończyć… Nie chciałem…
- Cicho… – przyłożyła mu palec do
ust, by po chwili zbliżyć się do niego i złożyć na nich czuły pocałunek. – Tylko proszę nie budź mnie
rano… Nie chcę się żegnać…
- Dobrze.
Przysunął się bliżej obejmując ją
w talii i przytulił do siebie, sam chowając swoją twarz w zagłębieniu jej szyi.
Zacisnął mocno powieki zaciągając się zapachem jej skóry. Czuł, jak powoli
odpływa w błogą krainę snów i marzeń. Otoczony aurą ciepła i spokoju.
Isabele długo jeszcze leżała w
bezruchu, bojąc się nawet oddychać, by nie zakłócić tej chwili. Nasycała się
jego bliskością, zapachem, uczuciem, że jest przy niej i dla niej. Nie pamiętała
kiedy ostatni raz miała u swojego boku jakiegokolwiek mężczyznę… a teraz był
przy niej on. Książę z bajki. Najprawdziwszy, najbardziej realny. Jeszcze
nigdy, żaden mężczyzna nie był dla niej bardziej fizyczny… I nie martwiła się
tym, że już jutro go tu nie będzie. Że zniknie, rozpryśnie się niczym mydlana bańka.
W
niej pozostanie już na zawsze.
Maybe
You don't have to smile so sad
Laugh when you're feeling bad
I promise I won't
Chase you
You don't have to dance so blue
You don't have to say I do
When baby you don't
Just tell me
The one thing you never told me
Then let go of me
Hell just throw me
You don't have to smile so sad
Laugh when you're feeling bad
I promise I won't
Chase you
You don't have to dance so blue
You don't have to say I do
When baby you don't
Just tell me
The one thing you never told me
Then let go of me
Hell just throw me
Ta
noc była dla niej wyjątkowo długa, lecz nie wiadomo jak bardzo by się starała,
nie była w stanie wygrać ze znużeniem i naturalną potrzebą snu. W końcu i ją
Morfeusz przyjął pod swoje skrzydła. Rzeczywistość zaczęła mieszać się z fantazją.
A leżący obok mężczyzna przestawał już być tak prawdziwy, jak przed paroma
minutami. Właśnie tego obawiała się najbardziej, dlatego broniła się przed zaśnięciem,
jak tylko mogła. Nic jednak nie trwa
wiecznie. I największą naiwnością jest wierzyć, że mogłoby być inaczej.
Kiedy
otworzyła oczy, późnym rankiem, już go nie było. Odszedł. Pozostawiając po
sobie najcudowniejsze wspomnienie. Pościel wciąż była przesiąknięta jego zapachem,
przez co miała wrażenie, że nadal jest gdzieś blisko. A może… może wcale go tu nie było? Ogarnęło ją wielkie przerażenie.
Wydarzenia z poprzedniego dnia zaczęły przewijać się przez jej umysł wprawiając
na nowo serce w drżenie. Z kącika jej oczu zaczęły wypływać pojedyncze łzy. Nagle
nie umiała sobie poradzić z tym co się stało. Nagle nie umiała poradzić sobie z
tym, że to…
…koniec, Isabele.
…Cause
I'm just not sure
How to get back there
And I just can't bear
If you're not there
How to get back there
And I just can't bear
If you're not there
Myliła
się jednak sądząc, że jedyne co jej po nim zostanie to nienamacalne wspomnienia.
Chwilę jej zajęło, gdy zorientowała się, że obok niej leży bukiet kwiatów. A
przy nich niewielka karteczka z wiadomością od niego. Nie było to wyznanie
miłości, ani numer telefonu. Nie był to też żaden adres, by mogli znowu jeszcze
kiedyś się zobaczyć…
„Dziękuję Ci za wszystko, Isabele.
Nie mogę Ci zbyt wiele dać, ale… mogę Ci obiecać, że nie zapomnę. Tom.”
***
Jak wygląda Twoje życie, gdy
spełniły się największe marzenia, o których nawet nigdy nie śniłaś?
Każdy dzień i każda noc, wypełnia
się wspomnieniami. Wiedziałaś, że to nie jest coś o czym można zapomnieć. To
nie jest coś o czym chce się nie pamiętać. To jest coś, co nie pozwoli Ci dalej
normalnie żyć. Tak, Twoje życie już nigdy nie będzie takie, jakie było
wcześniej. Nigdy. I choć szczęście przeplata się z bólem. Choć czujesz, jak
gdyby ktoś znęcał się nad Tobą od środka. Rozgniatał Twoje serce. Rozrywał Twoją
duszę. Szarpał się z Twoim umysłem. Nie żałujesz.
Widzisz Go na zdjęciu, w telewizji,
w Internecie… Słyszysz Jego głos.
Zamykasz oczy i uśmiechasz się do
siebie. Przypominasz sobie o tym, że to Ty byłaś tą jedyną. Tą wybraną. Tej
jednej nocy, byłaś dla Niego wszystkim.
Był Twoim marzeniem.
Sprawiłaś, że stał się
rzeczywistością.
Chciał nią być.
Dla Ciebie.
Podmiejski
autobus przemierzał tę samą drogę co zwykle. Jak każdego powszedniego dnia,
dziewczyna wracała do domu. Dziś wyjątkowo w podłym nastroju. Smutek rozlewał
się na jej duszy a muzyka, którą odtwarzał jej telefon przez słuchawki, wcale
jej w niczym nie pomagała. Taki paradoks, że lubiła dobijać się smutnymi
piosenkami. Bo jak można słuchać czegoś weselszego w takim stanie?
Oparła
głowę o zimną szybę obserwując nieobecnym spojrzeniem mijające krajobrazy. Po
jej policzku spłynęła jedna, niesforna łza, która starła szybko rękawem swojej
kurtki. Autobus nie był odpowiednim miejscem na uzewnętrznianie swoich uczuć.
Westchnęła
cicho, gdy jej ulubiona piosenka o nieszczęśliwej miłości dobiegła końca i
sięgnęła po telefon. Ze znudzeniem zaczęła przeglądać jego zawartość. Miała go
od roku, wydawało jej się, że poznała już wszystkie jego zakamarki. Także tym razem
nie odkryła nic nowego po raz setny wertując to samo menu, zaglądając do tych samych
folderów. Nawet zdjęć jej nie przybyło. Kolejną rzeczą, którą ludzie lubią
robić bez większego celu, gdy nie mają ciekawszych zajęć, jest przeglądanie
spisu telefonów. Tego przecież nie mogłaby pominąć w takiej chwili. Większość
numerów była jej właściwie zbędna. Zajmowała tylko niepotrzebnie miejsce na karcie
pamięci, ale… zawsze była nadzieja, że może kiedyś coś się przyda. Zdecydowanie
powinna przestać wierzyć w… …cuda.
„Tom”
Wyprostowała
się gwałtownie odczytując w myślach imię jednego z zapisanych numerów. Jej
serce z automatu zaczęło bić kilkakrotnie szybciej.
-
Co jest… Przecież nie znam żadnego Toma – szepnęła do siebie, by po chwili zanalizować
wszystkie fakty.
Właściwie… Jednego znasz, Isabele.
-
Nie wierzę. Izzy… Ty pieprzona idiotko…
Poczuła
nagły przypływ adrenaliny. Nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. Już nieważne
było, że miała ten numer przez cały czas w swoim telefonie i nie zauważyła tego
wcześniej. To było po prostu niemożliwe. Dopadł ją natłok uczuć. Miała ochotę
śmiać się i płakać jednocześnie. Ręce zaczęły jej drżeć, oddech stał się zbyt
nienaturalny. Musiała się opanować.
Może… może to tylko głupi żart.
Odruchowo
wcisnęła zieloną słuchawkę nie mogąc znieść tej niepewności. Zdawała sobie sprawę,
jak bardzo może się rozczarować. Wiedziała, że będzie bolało. Na nowo rozbudziła
w sobie nadzieję. Na coś, co przecież już dawno zostało stracone.
-
Tak? – Po kilku sygnałach oczekiwania, usłyszała po drugiej stronie męski głos.
Zaparło jej dech w piersi. Przed oczami zrobiło się ciemno. Miała wrażenie, że
po prostu omdleje i osunie się po siedzeniu na podłogę.
-
Tom?
-
Izzy? Mój Boże, myślałem, że już nigdy nie zadzwonisz!
-
Przepraszam, ja po prostu… Jestem kretynka. Dopiero teraz…
Shh… Jeśli kosztem miłości do
Ciebie są łzy i ból, jeśli jest nią krzywda wyrządzona przez Ciebie…
… Jeśli namiętność
dzięki temu wybuchnie.
Dotknę Twoich ust.
Zatopisz się w mym
spojrzeniu.
Będę Twoja.
Proszę, skrzywdź
mnie…
To jest tak piękne, że brak mi słów. W sumie słowa są zbędne ;)))) Szczęśliwego Nowego Roku, aby ten Nowy był lepszy od poprzedniego.
OdpowiedzUsuńClaudia.
Piękny jednopart magia po prostu...
OdpowiedzUsuńcukiierkoowaa
Wiesz,ze sie przez Ciebie poplakalam xd ? Normalnie jak jakas idiotka xd. To byla tak piekna historia...jezu.... idealne,piekne a zarazem tak smutne.
OdpowiedzUsuńNo wiesz co, wywołać u mnie łzy w kącikach oczu to jest naprawdę wyczyn! Przy czym ostatnio zdarzyło mi się to chyba też czytając Ciebie, mimo że dopadam tak do Ciebie sporadycznie, co jakiś dłuższy czas. No i masz, aż się wzruszyłam, a żebyś wiedziała jak mi serce waliło na sam koniec, gdy już trzeba było zasnąć, a potem to wszystko dalej...
OdpowiedzUsuńPrzez moment przeszło mi przez myśl, że może przyszli do hotelu z zamiarem pójścia do łóżka, ale niechcący najpierw porozmawiają, tak wiesz, świetnie się dogadają za sprawą tego magicznego porozumienia, a później ewentualnie seks, albo że w ogóle nie będzie seksu, bo tak się zatracą w rozmowie i w poznawaniu się, że o dziwo pożądanie zejdzie na dalszy plan i wiesz, będą tak świetnie się ze sobą czuli. Ale seks też był ok XD
I co jeszcze, zabrakło mi jednego zdania! Jednej odpowiedzi! Na słowa Toma, że Isabele patrzyła na niego, jakby nikogo poza nim tam nie było, ona w mojej głowie sama odpowiedziała: "A był?"
Udało mi się przeczytać nawet z tymi jaśniutkimi literami. Bardzo przyjemne doświadczenie <3 pozdrawiam!